Żeby zacząć morsować, trzeba po prostu wejść do wody

Kąpiel morsowa w lodowatej wodzie
Fot. Marta Muraszkowska

Na noworoczne morsowanie, tak jak co roku, wybrał się prezydent Jacek Sutryk. Postanowiłam sprawdzić, co skłania ludzi do zimowych kąpieli. Dzięki Wrocławskim Morsom doświadczyłam tego… na własnej skórze.

Moja przygoda z morsowaniem zaczęła się rok temu od… prezydenta Jacka Sutryka. W styczniu 2021 w mediach społecznościowych pojawiła się relacja z pobytu gospodarza naszego miasta w Karkonoszach, a najwięcej emocji wzbudziły zdjęcia i filmy z morsowania w Przesiece. Także lokalne, wrocławskie akweny cieszą się uznaniem prezydenta. W sylwestra 2020 roku składał życzenia mieszkańcom… podczas rozgrzewki przed wejściem do wody na wrocławskich Pawłowicach.

Z całą pewnością wzmacnia to tężyznę fizyczną, daje odporność, a w tym czasie odporność jest niezwykle ważna, no i pozwala się na chwilę wyłączyć, zrelaksować – mówił wtedy prezydent.

W tym roku prezydent wybrał się nad Morskie Oko, na kąpiele z Wrocławskimi Morsami – lokalnym stowarzyszeniem, które zrzesza amatorów tego rodzaju aktywności.

Czy prezydent morsuje także na co dzień?

Z uwagi na codzienne obowiązki gospodarza miasta nie mogę morsowac tak często, jakbym chciał – powiedział nam Jacek Sutryk. – Kiedy jednak mam taką okazje, sprawia mi to dużo przyjemności.

Jakkolwiek dziwne wydaje się to stwierdzenie, to potwierdzi je każdy wielbiciel morsowania – wchodzenie w zimie do lodowatej wody jest przyjemne!

W zimnej wodzie naprawdę nie da się myśleć o niczym innym

Jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że to Jacek Sutryk jest twarzą wrocławskiego morsowania. Szybko jednak zmieniłam zdanie – to zajęcie cieszy się zainteresowaniem tysięcy mieszkańców Wrocławia. Świadczy o tym, między innymi, popularność fanpage Wrocławskie morsy, który na Facebooku obserwuje prawie pięć tysięcy osób. Tylu członków ma też grupa Morsy Wrocławskie i Przyjaciele, która ma ułatwiać komunikację wielbicielom tego zajęcia. O początki morsowania spytałam jednego z sympatyków stowarzyszenia, Cezarego, który rozpoczyna właśnie swój trzeci sezon zimnych kąpieli.

Jestem czynnym sportowcem, miałem różne kontuzje i zimne okłady zawsze mi pomagały. Zaczynałem we wrocławskim aquaparku, gdzie często chodzę saunować – jest tam basen z zimną wodą, która ma temperaturę około 6 stopni Celcjusza. Pomyślałem, że chciałbym pójść krok dalej. Teraz wchodzę do wody, która ma temperaturę bliską zeru.

Kinga do lodowatej wody wchodziła dopiero kilka razy, ale już wie, że jest to zajęcie w sam raz dla niej.

Wydaje mi się, że zaczęłam przez zwykłą ciekawość. Morsowanie stało się od pewnego czasu modne, ale ja dopiero teraz się na to zdecydowałam, może też dlatego, że znajomi mnie namawiali.

Tropiąc amatorów lodowych kąpieli prędzej czy później trafimy do Krzysztofa Górskiego, prezesa stowarzyszenia Wrocławskie Morsy. A trafiając do kogoś takiego jak on, można mieć pewność, że morsowanie poznamy nie tylko w teorii. Jednak do tego, aby na spotkanie z Krzysztofem zabrać potrzebne do morsowania akcesoria, namówił mnie nieumyślnie Cezary, który wspomniał o tym, jak dobrze to zajęcie działa na stres.

Lubię morsować po jakimś trudniejszym dniu w pracy, żeby trochę głowa mi się odprężyła – opowiadał. – To najlepszy sposób, żeby zapomnieć o całym świecie. W zimnej wodzie naprawdę nie da się myśleć o niczym innym. Za każdym razem, jak wychodzę, czuję taki przypływ emocji, adrenaliny, jakbym miał iść na urodziny czy imprezę. Jest to zawsze jakieś małe wydarzenie, sposób, żeby przerwać monotonię w pracy lub w życiu.

Cezary Pawlonka po morsowaniu
fot. Cezary Pawlonka, archiwum prywatne

Z Krzysztofem Górskim i Robertem Pukaczem spotkałam się na kąpielisku przy ulicy Harcerskiej. Z opowieści poznanych morsów wynika, że jest to jedno z bardziej popularnych miejsc na zimowe kąpiele. Świadczyła o tym także ilość osób, które spotkaliśmy podczas naszego pobytu – w wodzie cały czas ktoś był. Członkowie stowarzyszenia większymi grupami spotykają się jednak nad Morskim Okiem. Głównie ze względów bezpieczeństwa – jest to kąpielisko ogrodzone, można mieć kontrolę nad przebiegiem wydarzenia, a nad całością czuwają ratownicy. Do wody wchodzi na raz nawet kilkaset osób – bezpieczeństwo jest bardzo ważne. Morsowania grupy Wrocławskie Morsy odbywają się dwa razy w tygodniu, w weekendy.

Z nami każdy wejdzie do wody!

Buty do wody, rękawiczki, szalik, czapka, strój kąpielowy, ręcznik, ciepły, luźny dres i dużo ekscytacji – a potem jeszcze więcej obawy. Na swoje pierwsze morsowanie poszłam bardzo dobrze przygotowana. Z perspektywy osoby, która ma wejść do wody pierwszy raz, sytuacja wydaje się absurdalna – jest koniec grudnia, a ja robię pajacyki w stroju kąpielowym, stojąc przy brzegu pokrytego krą jeziora. Do wejścia do akwenu zachęcali mnie profesjonaliści:

Ze mną każdy wejdzie do wody – mówił Robert Pukacz. – Najstarsza osoba, którą wprowadzałem pierwszy raz, miała ponad 70 lat. A najmłodsza – osiem.

Wchodzisz do wody, a po chwili zaczynają się wydzielać endorfiny – same cząstki szczęścia! – twierdził Krzysztof Górski. – To jet coś niesamowitego. Na początku może pojawić się ból, ale po chwili pojawia się sama radość.

Jak wcześniej opowiadali mi Cezary i Kinga, najważniejsze to rozgrzewka i… przygotowanie psychiczne.

Wchodzenie do tej lodowatej wody wydaje się czymś absurdalnym i dla kogoś, kto nigdy tego nie robił – bardzo trudnym. Potem, paradoksalnie, wielu ludzi jest rozczarowanych bo okazuje się, że nie jest to tak ciężkie ani emocjonujące jak myśleli. Po kilkunastu sekundach efekt „zmrożenia” mija i zaczynamy przyzwyczajać się do temperatury wody – opowiadał Cezary.

Słyszałam, że zanim zacznie się morsować, powinno się robić zimne prysznice, ale ja nie byłam w stanie tego zrobić – twierdzi Kinga. – Ale ostatecznie wystarczyła mi zwykła rozgrzewka. Po prostu pojechałam na akwen, rozgrzałam się i… weszłam do wody, mniej więcej do poziomu klatki piersiowej. Wydaje mi się, że ludzie trochę wyolbrzymiają morsowanie, a w rzeczywistości nie ma w tym nic ciężkiego.

Stojąc, lekko przerażona, na brzegu akwenu przypomniałam sobie rady, które powtarzają się w artykułach o morsowaniu: nie myśl o tym czy wejść do wody. Nie myśli o tym, jak bardzo jest zimna. Nie zastanawiaj się jak długo w niej będziesz. W ogóle się nie zastanawiaj – po prostu to zrób.

No i zrobiłam. Było…

Zamarźnięte Kąpielisko Harcerska
Kąpielisko Harcerska, fot. Marta Muraszkowska

Wchodzisz przerażona – wychodzisz szczęśliwa

… wspaniale! Pierwsze wrażenie dobrze opisała Kasia, która morsuje już drugi sezon.

Pierwsze wrażenie to jakby szpilki wbijały się w uda! Dosłownie! Ale tak jest tylko przed chwilę, po chwili człowiek przyzwyczaja się do temperatury i jest neutralnie, nie jest zimno.

Faktycznie – kilkanaście pierwszych sekund to czas, w którym pokusa wybiegnięcia z wody z krzykiem jest bardzo silna. Trzeba wtedy skupić się na oddychaniu i powoli wchodzić do wody. Szok mija po krótkiej chwili, a organizm włącza zupełnie nowe funkcje. Wrażenia są bardzo interesujące i naprawdę przyjemne.

Miałam na sobie pełen morsowy „osprzęt” początkującego, ale widziałam, że byli śmiałkowie, którzy wchodzili do wody bez czapek, rękawiczek i butów. Niektórzy moczyli dłonie, ramiona, ktoś próbował pływać. W akwenie, oprócz nas, cały czas byli też inni ludzie – czuliśmy się bezpiecznie. Było wiele osób, które w razie trudności byłyby w stanie udzielić pomocy i wezwać karetkę. Wszyscy moim rozmówcy zgadzali się z tym, że morsowanie samemu bywa niebezpieczne, zwłaszcza dla osób początkujących. Korzyść z towarzystwa jest też taka, że czas w wodzie mija szybciej i przyjemniej – wspólne morsowania to dłuższe morsowania.

Morsowanie
fot. Marta Muraszkowska
Morsowanie z zannurzeniem
fot. Marta Muraszkowska

Pierwsza zimna kąpiel powinna trwać… no właśnie, jak długo? Po czym poznać, że należy wyjść z wody? Poddałam się decyzji doświadczonych kolegów, ale ich generalna rada jest taka, żeby skupić się na swoim organizmie.

Najważniejsze to słuchać swojego ciała – mówi Krzysztof Górski. – Dla mnie taką oznaką jest drżenie nóg. To sygnał, że trzeba wyjść z wody, że ciało mówi „dość”. Czas pobytu w wodzie zależy od dyspozycyjności organizmu danego dnia. Zdarzało się, że wychodziłem po minucie czy dwóch, a moje ciało drżało tak, że ciężko się było napić herbaty.

Robert Pukacz mówi, że bardzo go frustrują ludzie, którzy morsują „na czas”.

Zegarek. Zawsze w gronie kilku osób znajdzie się ktoś, kto patrzy na zegarek i mocuje się ze swoim ciałem – bo jeszcze musi wytrzymać, chociaż trochę, bo musi być w wodzie jakiś określony czas. Uważam, że to zupełnie nie o to chodzi.

Jeszcze w domu dłużą chwilę zastanawiałam się w jaki sposób ubrać się po morsowaniu. Czy łatwiej będzie zdjąć jednoczęściowy czy dwuczęściowy strój? Czy rozłożyć ubrania w kolejności ich zakładania? Wyobrażałam sobie, że będę biec do swojej torby drżąc z zimna. Ale jak i poprzednio – to, co wydawało mi się trudne, i budziło sporo obaw, okazało się stosunkowo proste. Ciało „rozmraża się” dopiero po chwili, przez kilka minut po wyjściu z wody było mi… ciepło. Naprawdę, wyjście z morza po letniej kąpieli jest bardziej przykre. Ubrałam się stosunkowo łatwo, choć pewnym wyczynem było założenie skarpet na zdrętwiałe stopy. Kinga poleciła mi zabrać bambosze, bo faktycznie włożenie ciasnych butów mogłoby być trudne. W cieplutkim dresiku wykonaliśmy jeszcze kilka skłonów, przysiadów i wymachów – żeby ponownie rozgrzać organizm. Żałowałam, że nie mam ciepłej herbaty.

Endorfiny. To prawda z tymi hormonami szczęścia. Dobry humor dosłownie wylewał się ze mnie przez cały dzień. Raz, że to po prostu reakcja ciała na kryzysową sytuację, a dwa – byłam z siebie naprawdę dumna, że się udało.

Chcesz zacząć morsować? Przyjedź na spotkanie Wrocławskich Morsów. A jeśli akurat nie możesz to… znajdź kogoś, kto morsuje, zabierz kilka klamotów, pojedź nad akwen, rozgrzej się i… wejdź do wody! Po prostu. A potem pogratuluj sobie, że Ci się udało. Twoje ciało będzie Ci wdzięczne!

Autor: Marta Muraszkowska

Źródło: Wroclife.pl

Kategoria: